poniedziałek, 8 kwietnia 2013

"Intruz" bez dusz

Po ogromnym sukcesie tetralogii "Zmierzchu", Stephanie Meyer stała się dla Hollywood pewnym zarobkiem. Istnieje szansa, że nawet wyjątkowo przeciętny film na podstawie jej powieści i tak znakomicie się sprzeda.
Wyobraźmy sobie świat, gdzie nie ma wojen, głodu, chorób ani przestępstw. W nowym filmie Andrew Niccola taka właśnie jest Ziemia. Ekranizacja powieści Stephenie Meyer opowiada o alternatywnej rzeczywistości opanowanej przez niewidzialnego wroga. Ziemia nie należy już do ludzi, lecz do Dusz, które konsekwentnie przejmują panowanie nad ludzką rasą. Dusza, która bierze w posiadanie ciało danej osoby, przejmuje nad nią całkowitą kontrolę. Tym samym człowiek ten przestaje istnieć, a wraz z nim wszystkie jego wspomnienia. Jedna z nielicznych ocalałych rebeliantek, Melanie Stryder (Saoirse Ronan), zostaje pojmana przez najeźdźców z kosmosu. W jej ciało zostaje zaaplikowana Dusza zwana Wagabundą. Ta ostania nie zdaje sobie jednak sprawy, jak potężnym uczuciem jest miłość, którą Melanie darzy swojego młodszego brata Jamiego (Chandler Canterbury) oraz ukochanego Jareda (Max Irons). Z czasem domniemani wrogowie zaczynają ze sobą współpracować i Wagabunda wraz z Mel wyrusza na pustynię, by odnaleźć osoby, bez których obie nie potrafią żyć. Ich śladem podąża niebezpieczna Łowczyni (Diane Kruger).
Kiedy fani literackiego pierwowzoru dowiedzieli się, że rolę Melanie Stryder otrzymała Saoirse Ronan, wielu z nich z dezaprobatą pokręciło głowami. Zarzucona aktorce młody wiek oraz nieodpowiedni wygląd zewnętrzny. Niestety, po premierze "Intruza" argumentacja ta znalazła swoje potwierdzenie. To nie jest Melanie. Dziewczyna opisana przez Meyer była ładna, wysoka, o ciemnej karnacji oraz bardzo wysportowana. Cechy te trudno przypisać wyżej wymienionej aktorce. Twórcy sami sobie zaszkodzili, szukając nie dziewczyny odpowiadającej wyglądowi zewnętrznemu, lecz posiadającej jedynie znane nazwiska. Adaptacje książek Stephenie Meyer popadają w fatalną tendencję. Jakkolwiek w sadze "Zmierzch" zatrudnienie do obsady filmu młodych aktorów było jak najbardziej umotywowane, tak w tym przypadku nie jest w jakikolwiek sposób trafione. Bohaterka z literackiej wersji "Intruza" była dojrzałą i silną dziewczyną, a sprowadzenie jej do poziomu osiemnastolatki, przekonanej o tym, iż wie czym jest miłość, nie przekonuje i jest jedną z większych wad tego filmu. Aczkolwiek, nie ostatnią.
Scenariusz filmu pokazuje co prawda ważniejsze momenty z książki, ale nie do końca konsekwentnie je realizuje. Andrew Niccol, reżyser i scenarzysta zarazem, wprowadził kilka istotnych zmian. Sprawiają one, że film jest melodramatem, ale równocześnie na siłę stara się być filmem sensacyjnym. To, co w powieści realizowało się swobodnie, a psychologia postaci była pogłębiona do granic możliwości, tutaj jest zaledwie zarysowane. Scenariusz koncentruje się na parze głównych protagonistów, przez co inne postaci bardzo na tym cierpią - fatalnie wykorzystano potencjał takich bohaterów jak Kyle O'Shea (Boyd Holbrook) czy Doktor (Scott Lawrence). Zarys charakterologiczny poszczególnych osób jest zaledwie rysą na grubym szkle. Książkę można by potraktować jako gotowy scenariusz, lecz postanowiono wprowadzić wiele zmian, które nie wyszły "Intruzowi" na dobre.
Kreacja aktorska Ronan jest sztywna i nieciekawa. Przez większość dwugodzinnego obrazu opiera ona swoją grę na jednym wyrazie twarzy. To, co twórcy dostrzegli w niej w roli charyzmatycznej Hanny z obrazu Joe Wrighta, już w nowej produkcji Niccolego się nie ujawnia. Łatwiej może byłoby jej zagrać zwykłą rebeliantkę, bo na pewno nie radzi sobie z dwoistością postaci, która jako człowiek powinna być pierwszorzędną heroiną kina akcji, a jako Dusza uosabiać spokój i dobro w najczystszym tego słowa znaczeniu. Na ekranie nie widać zbytniej różnicy między dwiema tak różnymi postaciami w jednym ciele. Nadzieje pokładane w Maxie Ironsie też na niewiele się zdały - aktor nie ukazał autorytetu jaki budził Jared Howe. Przyjemnym zaskoczeniem natomiast jest rola Diane Kruger. Jej świetna gra zdecydowanie wyróżnia się na tle innych kreacji.
Niemniej "Intruz" ma jasne momenty, które w jakimś stopniu ratują film. Do najważniejszych z nich należy na pewno postapokaliptyczna oprawa filmowego obrazu. Większość akcji rozgrywa się na pięknych pustynnych plenerach oraz w jaskiniach. Bardzo ładnie kontrastuje to z nowoczesnymi miastami stworzonymi przez przybyszów z innych planet. I chociaż scenografia czasami kuleje i trąci sztucznością, to efekt w ostatecznym rozrachunku jest zadowalający. Stronę wizualną dopełniają całkiem niezłe, choć nie porywające, kompozycje Antonio Pinto.
Nowy film Andrew Niccola jest dziełem dosyć słabym, szczególnie biorąc pod uwagę spory potencjał fabularny powieści służącej za jego pierwowzór. Miłość zawsze dobrze się sprzedaje, a okraszona walką o przetrwanie jeszcze lepiej. Najgorsze jednak, że ta niewykorzystana szansa prawdopodobnie jednak nie zemści się na twórcach adaptacji, bo nazwisko Meyer i tak przyciągnie do sal kinowych masę fanów jej powieści.

1 komentarz:

  1. Bardzo ładnie napisana recenzja jednak nie zgadzam się z nią w ogóle ! Jedyne co to podziela opinie o Kruger :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...